banner_001
banner_003
banner_006

Wywiad z Wojciechem Tworkowskim, pracownikiem Ośrodka Studiów Wschodnich a także wieloletnim działaczem organizacji pozarządowych w Azji Środkowej,

wywiad przeprowadził Michał Książek

 

Historia okradzionego z wody Jeziora Aralskiego i mieszkańców jego wybrzeży pozbawionych normalnych warunków życia, jest powszechnie znana opinii światowej. Mało jednak kto zdaje sobie sprawę z faktu, że już za 20-30 lat jezioro może prawie zupełnie zniknąć. Już dzisiaj jego powierzchnia wynosi niewiele ponad 28 tys. km². Wszelkie programy renaturalizacji spóźniają się z pomocą nie tylko środowisku, ale i 3 milionom ludzi zamieszkującym pozbawioną wody i skażoną strefę ekologicznej katastrofy.

- Ile razy miałeś okazję widzieć Aral?

- Samo jezioro tylko raz, zaś okolice wielokroć.

- Rozumiem, że uzbeckie wybrzeże?

- Tak, ta część Uzbekistanu nazywa się Karakałpakstan, czyli całe południowe wybrzeże. Północ jest kazachska. W Karakałpakstanie bywałem dość często, a nad samo morze dotarłem tylko raz. Widziałem je też z samolotu. Nazywać to morzem jest pewnym nadużyciem, ponieważ jest to już tylko coś, co z niego pozostało. Z 69 tys. km² zostało dziś 29 tys., a będzie jeszcze mniejsze. Oczywiście, ludzie nie idą w ślad za zasoloną, coraz uboższą w rybę wodą. Chociażby miejscowość Mujnak. Kiedyś była portem. Teraz leży na środku pustyni i znajduje się 200 km od linii brzegowej.

- Czyli tylko raz miałeś okazję widzieć wody Aralu?

- Rzadko kto je widzi, bo są teraz aż 150- 200 km od dawnego brzegu i portu, w którym nadal stoją okręty.

- Jak to wygląda? Po środku pustyni, jak fatamorgana, stoi okręt?

- Miejscowi i nie tylko nazywają to cmentarzyskiem okrętów. W Mujnaku zauważalny jest niewielki spadek terenu, gdzie kiedyś biegła linia brzegowa. Cały teren byłego jeziora porośnięty jest trawami. Gleba bardzo słona, więc to już jakoś determinuje charakter roślinności, która jest bardzo uboga. I tam właśnie porozrzucane są dziesiątki, setki statków-widm. Niektóre sprawiają wrażenie, że spadek poziomu wody zaskoczył je wręcz. Jakby niespodziewanie woda uciekła im spod kila. I tak stoją do dziś. Pomniki radzieckiej przedsiębiorczości.

- Czy można wyróżnić na mapie jakąś linię byłych portów?

- Niewątpliwie tak, ja oczywiście nie pamiętam wszystkich, ale Mujnak jest głównym z nich.

- Ilu mieszkańców liczy sobie Mujnak?

- Nie jest szczególnie liczny, około 600-700 mieszkańców. Właściwie jest dużą, podupadającą wsią. Kiedyś było to tętniące życiem miasto, podobnie jak cały Karakałpakstan, kiedy jeszcze Amu Daria spokojnie toczyła swoje wody do jeziora. Rosły tam lasy, w co dziś trudno uwierzyć. Ponoć jeszcze w latach 60. można było spotkać w nich tygrysy. Dziś zobaczymy tam już tylko przesoloną pustynię, zaś Mujnak to skupisko chylących się ku upadkowi budynków, w których pozostali starzy ludzie. Nie mają dokąd wyjechać.

- Z czego żyje Mujnak, czym zajmują się jego mieszkańcy?

- Trudno mówić tutaj o życiu, to właściwie rodzaj wegetacji. Gleba jest tak słona, że nie można jej uprawiać. Wcześniej ich głównym zajęciem było rybołówstwo, ale dziś, jak wiadomo, jest to niemożliwe. Żyją głównie z rent, pomocy socjalnych, nierzadko organizowanych przez organizacje pozarządowe.

- Nie można tam więc uprawiać nawet bawełny? Nie ma najlichszych choćby działek, sadów?

- Uprawiać nie można nawet bawełny. Wymaga ona szczególnych warunków, dużej ilości wody, której tam po prostu nie ma. No i normalnej gleby. Oczywiście glebę można odsalać małymi fragmentami, ale to wiąże się z jej przemywaniem, wymaga znów dużej ilości wody.

- Z tego co mówisz wynika, że nie rośnie tam nic. Jak wygląda gleba?

- Gleba pokryta jest białym nalotem, dokładnie mówiąc solą. Sól sięga dosyć głęboko. Czerwony Krzyż organizował badania poświęcone rewitalizacji gleb. Ogólny wniosek ich starań to stwierdzenie, że karakałpakską glebę należałoby czterokrotnie przemyć. Na to zdecydowanie nie ma wody. Wszędzie spotyka się więc co najwyżej karłowate wierzby, kępki traw, jakieś halofity, którym nie przeszkadza tak duża ilość soli.

- Więc dominujący krajobraz to kępki traw na piasku?

- To jednak nie zupełnie pustynny piasek, kiedyś to była gleba. Pod wspomnianym białym proszkiem leży ciemna warstwa. Tak mniej więcej wygląda cały Karakałpakstan. Tereny które kiedyś były żyzne, uprawiane. - Czy prawdą jest, że w „płynących przez pustynię” kutrach czasem pomieszkują sobie ludzie, rybacy? - O niczym takim nie słyszałem. Ale znalezienie tam mieszkania nie jest szczególnym problemem, jako że wyjeżdża stamtąd bardzo dużo ludzi. Sytuacja zdrowotna jest fatalna. Noworodki chore na gigantyzm, matki karmiące toksycznym mlekiem.

- Podczas swoich peregrynacji miałeś okazję widzieć Amu Darię?

- Tak. Widzieć, a nawet kąpać się.

- Czy to wielka rzeka, rzeka czy rzeczka? Jak porównałbyś ją z Wisłą?

- W większości swojego biegu Amu Daria jest potężną rzeką, dużo większą od Wisły. Ale jak wiadomo rozpływa się po okolicznych polach bawełny i do Karakałpakstanu wpływa coraz cieńsza, zaś do jeziora już rzeczką. Oczywiście nie wszystkie ramiona delty wyschły.

- Czy najbliższe pola bawełny są daleko od Mujnaku?

- Około 300-400 kilometrów. W Karakałpakstanie nie ma bawełny. Nie ma infrastruktury, nie starcza też pewnie wody. No i wszędobylska sól.

- Czyli dawni rybacy, dziś bezrobotni, nie mogą zajmować się uprawą bawełny?

- Nie, nie jest to dla nich żadną alternatywą. Nie mają się dziś czym zajmować. Karakałpacy byli myśliwymi i rybakami. Nie byli rolnikami. Zresztą nie mają gleby, żeby ją uprawiać. Nie mają lasów, żeby w nich polować. Nie mają już morza, żeby w nim łowić. Choć na morzu są jeszcze rybacy. Flota skurczyła się, bodajże... pięciokrotnie. Zaś morze ma już tylko około 30 tys. km².

- Miałeś okazję zobaczyć pole uprawne bawełny?

- Tak, ale nie w Karakałpakstanie, raczej w górnym biegu rzeki, jeszcze w Uzbekistanie.

- Jak to wygląda?

- Ogólnie dość, chciałoby się powiedzieć, wulgarnie. Ekstensywnie. Jeden ze sposobów irygacji polega na dostarczaniu roślinom rzeczywiście im potrzebnej ilości wody, a druga metoda ma charakter zalewowy. W tym ostatnim wariancie woda pokrywa zupełnie całe pole, jakiś czas stojąc nawet, tak że osmotycznie wyciąga z zasolonej podskórnej wody sól na powierzchnię. Zalewanie wymaga regularnego powtarzania, tak aby zmyć sól z powierzchni ziemi, gleby. W wielu z uzbeckich uprawach bawełny, głównie tych położonych bliżej Karakałpakstanu, wydawało się, że wody jest dość na prowadzenie tej rozrzutnej techniki nawadniania. Dziś nie starcze jej nawet dla wypłukania soli z ziemi.

- Czy miałeś okazję zobaczyć jak wygląda przeciętny kanał irygacyjny doprowadzający wodę z Amu Darii w pola? Czy na dnie jest czymś wyłożony, wzmocniony?

- Tak, tak. Widziałem coś takiego. Są to zwykłe rowy kopane łopatami. Bez jakiegoś wewnętrznego, powiedzmy, uzbrojenia. Znaczna część wody transportowana z rzeki ucieka zapewne do ziemi. Część tylko dociera do krzaków i decyduje o ich dojrzeniu.

- Jak wygląda zbiór bawełny?

- Zbiera się rękami, takie pospolite ruszenie, mieszkańcy okolicznych wsi, studenci i uczniowie, zmuszani do zbierania w „czynie społecznym”. Ręce muszą owijać czymś, co uchroni je przed poranieniem. Generalnie bardzo ciężka praca, w pełnym słońcu, cały dzień.

- Co spotyka się idąc przez pole bawełny? Mam na myśli jakieś gatunki ptaków, czy ssaków. Czy jest tam życie?

- Na pewno są tam jakieś owady, skoro dość intensywnie traktuje się uprawy środkami chemicznymi. Ale trudno tam o ptaki. Raczej panuje cisza. Jest za to jakiś lokalny gatunek susła.

- Mówiłeś już nieco o warunkach zdrowotnych tego regionu, czy raczej ich braku. Mógłbyś rozwinąć nieco tę myśl?

- Ze względu na to, że rzeka niosła do morza właściwie jakiś rodzaj roztworu chemicznego, który spływał do niej z pryskanych środkami pól, po wyschnięciu wody osad został w piasku. Wiatr nosi go dokąd chce. Jest bardzo sucho. Ta chemiczna, słona zawiesina wisi jakoś w powietrzu. Do tego dochodzi brak higieny zdrowotnej, brak jodu. Wszyscy właściwie w Karakałpakstanie cierpią na anemię, połowa dzieci rodzi się z poważnymi schorzeniami, noworodki często cierpią na gigantyzm. Tuż po urodzeniu ważą 4,5 kg. Wzrasta ilość zachorowań na raka, choroby układu oddechowego, padaczkę i zapalenie żołądka.

- No tak. Nie dość tego poligon doświadczalny na wyspie Odrodzenia. Niezwykły o tyle, że, jak gdyby nie dość tych wszystkich nieszczęść, był miejscem prób z bronią biologiczną. Czy dziś to niebezpieczne miejsce jest odcięte jakimś pasem wody od brzegu? Czy nadal jest wyspą?

- Nie, jest już raczej półwyspem. Niestety miejscowi do dziś mają mgliste pojęcie o tym co tam robiono, o jakichś niebezpiecznych drobnoustrojach, być może nieznanych jeszcze ludziom, a z którymi oni mogą się zetknąć. Dowiadują się od takich jak my. Trzeba też jednak powiedzieć, że organizacje międzynarodowe z UNDP na czele włożyły wiele w ratowanie, czy może łagodzenie skutków wysychania Jeziora Aralskiego. W północnej, kazachskiej części jeziora wykopano zbiornik wodny, który łagodzi nieco kontynentalny coraz bardziej klimat. Jest tam więcej opadów. Jest czyściej, łatwiej się mieszka. Na południu nic takiego póki co nie ma miejsca. Tak jak mówiłem, miejscowi jednak niewiele wiedzą, chociażby o wspomnianej wyspie z bombą biologiczną.

- Czy jest ona jakoś odgrodzona, zabezpieczona?

- Tak, tam prawdopodobnie nie ma wstępu, ale jakieś zwierzę, czy ptak z łatwością mogą przenieść coś nowego, nieznany sczep bakterii, wirus.

- Co mówią dziś mieszkańcy Mujnaku o sytuacji, w której przyszło im się znaleźć, o ZSRR, całym tym przedsięwzięciu związanym z bawełną?

- Prości i nieświadomi mieszkańcy Karakałpakstanu do dziś winią za cały ten stan przyrodę. I mają oczywiście żal, ale nie do własnych władz, a raczej do obcokrajowców, którzy czasem przyjeżdżają badać, innym razem zwiedzać. Obwieszeni sprzętem kręcą się po okolicy. Nie jest to widok przyjemny dla tych, którzy tak naprawdę już nic innego poza wyschniętym morzem nie zobaczą. Planów i pomysłów na ratowanie Aralu jest bardzo wiele, poczynając choćby od radzieckiej idei zawrócenia biegu wielkich rzek syberyjskich, tak by zasilały Aral, a kończąc na ostatnich staraniach Banku Światowego. Ale w Mujnaku jakoś od lat nic się nie zmienia. Poza tym, że ubywa ludności i organizowane są wciąż nowe konferencje. Ich owocem jest wykopany w Kazachstanie zbiornik wodny, więc coś się jednak dzieje. Zbudowano też kanał doprowadzający wodę bezpośrednio do Mujnaku z górnego biegu Amu Darii. On jest źródłem wody dla mieszkańców.

- Wspomniałeś, że na Aralu łowi się jeszcze. Czy są tam więc jakieś miejscowości rybackie?

- Miejscowości takowych nie ma, jest jakaś nowa szczątkowa infrastruktura. Zostało około 30 jednostek, a wcześniej było ich 120-140. Kto chciałby przeprowadzać się i mieszkać nad jeziorem, które, wg ostatnich szacunków, ma wyschnąć za 20-30 lat?

- Zrozumiałe. Wiem ze znasz tamtejsze języki, jak powiesz po karakałpaksku: „nie ma wody”?

- Woda w tym języku to su. A brak wody to su żok. Czyli „nie ma wody” to po prostu su żok.

Jezioro Aralskie – nazywane Morzem Aralskim. Słone, bezodpływowe jezioro w Uzbekistanie i Kazachstanie. Powierzchnia 28,7 tys. km², maksymalna głębokość 54 m. Obecnie wysycha na skutek przerwania dopływu zasilających go wód Syr Darii, a periodycznie także Amu Darii, wykorzystywanych rabunkowo do nawadniania pól bawełny. Powierzchnia jeziora od lat 60. zmniejszyła się o połowę. Jeszcze niedawno było ono czwartym co do wielkości jeziorem świata, dziś zajmuje ósme miejsce. Rozciągające się nad byłym morzem ziemie stanowią obszar katastrofy ekologicznej i społecznej.

 

Wywiad przeprowadził: Michał Książek

07.02.2006

Aktualności