Łąkowy pasiak - Doświadczenia ochrony terenów podmokłych w warunkach rozdrobnienia gruntów
Co zrobić, by skutecznie chronić podmokłe łąki? Przede wszystkim kosić lub wypasać, by nie zarosły. Kiedy jednak spojrzeć na mapę ewidencji gruntów, okaże się, że jednolity obszar łąki to szereg działek należących do różnych osób. Przyrodnicy i organizacje, które chciałyby chronić taki teren poprzez jego użytkowanie mają nie lada orzech do zgryzienia.
Przyrodnik, którego domeną jest znajomość jakiegoś komponentu środowiska nie musi znać się na stosunkach własnościowych. Kiedy jednak zechce zajmować się czynną ochroną terenów otwartych chcąc nie chcąc trafi na zagadnienia, które okażą się materią niezwykle skomplikowaną, o sięgających wiele lat wstecz zaszłościach.
Jedna fura tego była
Łąki w nadbużańskim uroczysku Trojan to na pierwszy rzut oka jednolita powierzchnia, poprzedzielana starorzeczami i pojedynczymi, wiekowymi dębami. Tu i ówdzie widać, że na części łąk zbiera się siano, ale w wielu innych częściach powoli postępuje wtórna sukcesja. Różnorodność roślinna ubożeje, ze składu gatunkowego stopniowo znikają gatunki łąkowe, a w ich miejsce pojawiają się drzewa i krzewy. Częściowe wytłumaczenie dlaczego tak się dzieje widać na mapie ewidencji gruntów.
Łąki na Trojanie (źródło: Geoportal)
Przed laty teren ten należał do mieszkańców Mielnika, miasteczka położonego po przeciwnej stronie Bugu. Gospodarze musieli przeprawiać się łódkami, aby łąkę skosić, wysuszyć siano. - Jedna fura z tego była - wspomina pani Eugenia, która prawie 70 lat temu jako mała dziewczynka po raz pierwszy pomagała w sianokosach. Do Mielnika furę trzeba było przeprawić promem.
Łąka, którą rodzice zostawili jej w spadku ma około ćwierć hektara, co oznacza, że przy długości 200 m liczy ona sobie jakieś 12-13 m szerokości. Kilkanaście podobnych pasków dalej można znaleźć i taki, którego szerokość to ok. 7 m. Wspomnieć warto, że ten pasiak to i tak efekt komasacji, która scaliła jeszcze bardziej misterny wzór, na który składały się wstążki o jeszcze mniejszej szerokości.
Z doglądania tego rodzaju"włości" po drugiej stronie rzeki pojedyncze osoby zaczęły rezygnować jeszcze w latach 70. XX w. Część pasów stała się więc własnością Skarbu Państwa, część po zorganizowanej wymianie gruntów trafiła w gestię samorządu gminnego. W początku tej dekady do prywatnych osób należało tylko 30% łąk. W większości były to osoby w podeszłym wieku, nie zajmujące się już prowadzeniem gospodarstw.
Na szerokość ratraka
Użytkowanie łąk przez dawnych właścicieli miało swoje plusy m.in. w tym, że nie wszyscy przecież kosili w jednym czasie, dlatego też zwierzęta mieszkające na łąkach mogły się stopniowo wycofywać do nieskoszonych fragmentów.
Dziś z różnych względów łatwiej kosić całość, choć oczywiście wykup i koszenie każdej jednej działki nie jest ostateczną koniecznością. Mając ograniczone możliwości użytkowania, warto wybrać najcenniejsze stanowiska.
- To nawet dobrze, kiedy pojedyncze fragmenty zostaną w ogóle nieużytkowane. Powstanie korzystna mozaika użytków - mówi Marek Jobda z OTOP. - Może to być natomiast problem od strony technicznej, tak jak np. w przypadku bagiennych łąk, które w naszym programie ochrony wodniczki nad Biebrzą wykasza się kosiarką zamontowaną na ratraku.
Maszyna jest tak wielka, że niemal niemożliwe byłoby korzystanie z niej w granicach kilkumetrowej szerokości pasów. Typowe kosiarki rolnicze to też maszyny konstruowane z myślą o większych areałach.
Warto mieć jednak na uwadze, że wąskie pasy siedlisk, optymalnych dla ptaków gniazdujących na ziemi, ułatwiają czasem czworonożnym drapieżnikom poszukiwanie gniazd. Tym samym miejsca takie, w pewnych okolicznościach, mogą stanowić dla ptaków pułapkę ekologiczną.
Materiał na książkę
Trojan, gdzie leży łąką pani Eugenii, to jeden z cenniejszych obszarów łąkowych nad Bugiem. W początku lat 90., kiedy tworzono dokumentację na potrzeby powstającego parku krajobrazowego "Podlaski Przełom Bugu" opracowana została nawet koncepcja utworzenia tutaj rezerwatu przyrody. Miał on chronić różnorodność siedlisk doliny rzecznej, w tym łąk. Chronić poprzez trwałe użytkowanie.
Uroczysko Trojan w ewidencji gruntów (źródło: Geoportal)
Skuteczną ochroną Trojanu interesowali się z dawien dawna przyrodnicy skupieni dziś w Towarzystwie Przyrodniczym "Bocian". Aby ją zrealizować, postanowili zająć się uroczyskiem w ramach projektu "Zachowanie walorów przyrodniczych terenów otwartych Podlaskiego Przełomu Bugu", który rozpoczął się w 2004 r. Przyjęto założenie, że jeśli użytkowanie pojedynczych wąskich pasków łąk się nie opłaca, należy doprowadzić do skupienia drobnych działek w rękach jednego właściciela. Skoro prawie 3/4 gruntów znajdowało się w gestii Gminy Sarnaki i Agencji Nieruchomości Rolnych (własność Skarbu Państwa), to pozostałe mogłyby zostać również wykupione na rzecz Skarbu Państwa i przekazane w zarząd Parku Krajobrazowego. Park mógłby je nie tyle użytkować, co udostępniać do użytkowania, ale już jako większe, kilku-, kilkunastohektarowe bloki, gdzie można prowadzić bardziej efektywne z ekonomicznego punktu widzenia użytkowanie.
Wykupem zajął się Dominik Krupiński z "Bociana". - Nie było tego wiele, ale historie, które towarzyszyły moim staraniom to materiał na książkę obyczajową - mówi.
Szukaj właściciela w polu
Podstawą, żeby zacząć podobne działanie, jest zdobycie kopii mapy geodezyjnej obrębu, w którym znajduje się interesujący teren i ustalenie, które działki wchodzą w grę. Równie dobrze można skorzystać z informacji w Geoportalu (http://maps.geoportal.gov.pl), która jest nawet bardziej czytelna z uwagi na usytuowanie granic działek na warstwie ortofotomapy. Następnie należy ustalić właścicieli działek, do których trzeba będzie zwrócić się z propozycją wykupu. Dane te można uzyskać w starostwie powiatowym, wnioskując o wydanie wypisu skróconego z rejestru gruntów (oddzielnie dla każdej działki, obecnie kosztuje to 3,60 zł, możliwe są bonifikaty, jeśli wypis ma służyć celom naukowym, społecznym).
Już kiedy mamy wypis w ręku, pojawiają się pierwsze wątpliwości. Okazuje się, że przy nazwiskach niektórych właścicieli w miejscu adresu figuruje jedynie nazwa miejscowości. To w przypadku niewielkiego Mielnika, gdzie wszyscy się na ogół znają, niewielki problem. Bez większego trudu można odnaleźć nawet panią Eugenię, która ponownie wyszła za mąż i zamieszkała w sąsiedniej gminie. Choć niekiedy informacja o właścicielu na niewiele się zdaje, szczególnie w ostatnich latach, kiedy wiele osób wyemigrowało nawet nie tylko do dużych miast, ale za granicę.
Spadkobiercy nieznani
- Problemy zaczęły się, kiedy się okazało, że nie wszystkie osoby, których dane figurują jako właściciele, żyją - Dominik Krupiński mówi o kolejnym etapie działań.
Tak było np. z panią Eugenią, która figurowała w ewidencji powiatowej jako właścicielka, ale wraz z nieżyjącym pierwszym mężem. I choć drugi małżonek nie miał nic przeciwko temu, aby grunt sprzedać, jego zdanie nie miało tu nic do rzeczy. Aby dysponować gruntem, pani Eugenia musiałaby mieć pełne prawo własności. Po śmierci męża (współwłaściciela) powinna się odbyć sprawa spadkowa, w efekcie której sąd przyznałby prawa do dziedziczenia kawałka jej łąki uprawnionym spadkobiercom, w tym konkretnym przypadku dotyczyło to pani Eugenii i jej trzech córek. Takiej sprawy nie było.
Gdy dawni właściciel nie żyją, a ich spadkobiercy nie potrafią się z jakichś powodów dogadać, los kawałka cennej przyrodniczo łąki zawisa w próżni. Wachlarz sytuacji rodzinno-własnościowych, z jakimi można się spotkać, zadziwi nie tylko przyrodnika.
W przypadku łąk na Trojanie zdarzały się np. takie sytuacje, że do postępowania spadkowego niektórych działek nawet nie włączano. W związku z tym, że są położone po przeciwnej stronie Bugu, dokumenty na ich temat znajdują się w innym starostwie powiatowym niż zasadnicza część gospodarstw. Aby okazać w sądzie tytuł własności, należałoby tam się wybrać, co dla starszych osób stanowi poważną barierę.
Hurtem taniej
Istotnym problemem, który dotyczy małych fragmentów łąk jest stosunkowo niewielka ich wartość. Dziś średnia cena gruntu rolnego sięga 17,3 tys. zł (dane GUS za IV kwartał 2009 r.), ale jeszcze parę lat temu była kilkakrotnie niższa. Jeszcze mniejszą wartość miały paski nadrzecznych łąk, dla których nie sposób nawet zidentyfikować granic w terenie. Gdy TP "Bocian" zaczynało myśleć o wykupie łąk na Trojanie, za 1 ha tego typu użytków w okolicy płacono ok. 2 tys. zł.
Ceny gruntów raptownie podskoczyły po wejściu Polski do Unii, a gdy jeszcze w okolicy pojawił się przyrodnik z ofertą kupna, nierzadko potrafiły rosnąć zupełnie irracjonalnie. Ostatecznie "Bocian" płacił za 1 ha cenę ok. dwukrotnie wyższą niż założona w budżecie projektu.
Warto także zwrócić uwagę na wysokie koszty związane z samym zakupem. Kupno pojedynczych działek najlepiej więc zorganizować zbiorowo, tak by mogły zostać ujęte w jednym akcie notarialnym i wpisane jako jedna pozycja do ksiąg wieczystych. Płacąc za każdą z tych czynności dla odrębnych fragmentów, może się okazać, że poniesiemy koszt równy np. połowie wartości gruntu.
Dominikowi Krupińskiemu udało się zebrać dziewięciu kontrahentów o jednej porze na spotkanie z notariuszem. - Z tym, że jednej osoby musiałem specjalnie szukać, bo zapomniała o terminie - wspomina.
Dokąd sięgała kosa?
Inną kwestią jest, że na tego typu łąkach, jak te na Trojanie trudno o wyznaczenie granic własności. Brak tu jakichkolwiek miedz, znaków podziału. Dopóki użytkowali je pierwotni właściciele, znakomicie orientowali się, do którego miejsca może sięgnąć ich kosa. W efekcie porzucenia łąk sytuacja się zmieniła. Nawet pani Eugenia, która nie przypomina sobie zatargów o granice, po latach nie jest pewna, czy dziś by do nich nie doszło. - Nie wiem, czy bym trafiła. Tam już prawie nic nie widać - mówi.
Chcąc skorzystać z usług geodety, który może wyznaczyć i zastabilizować granice działki (betonowe słupki w narożnikach) trzeba się przygotować na koszt 1-2 tys. zł. Pomóc może precyzyjny, ale i bardzo drogi, GPS.
Kamili Brzezińskiej z CMOK, która zajmowała się promocją programów rolno-środowiskowych na torfowisku Całowanie, pomogła zorientować się nowoczesna technika -palmtop z GPSem oraz wczytaną mapą - i tradycja. - Jeden z najstarszych mieszkańców wsi Podbiel obszedł ze mną wszystko i z pamięci wskazał, który fragment należy do kogo. Przy tym numery działek okazały się nieprzydatne, pan używał za to dawnych toponimów.
A może dzierżawa?
Dominik Krupiński po doświadczeniach zakupów na Trojanie deklaruje: - Wiem, że już w żadnym projekcie nie zaplanuję zakupu gruntów.
Wśród organizacji pozarządowych, które w projektach planują wykup gruntów na cele związane z ochroną przyrody, liderem jest chyba Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, które posiada ok. 1500 ha, głównie łąk. Kolejne zakupy (40 ha) planuje w przyszłym roku w projekcie ochrony orlika krzykliwego w puszczach Białowieskiej i Knyszyńskiej (PTOP jest w nim partnerem). Działki na nadnarwiańskim torfowisku Rynki, gdzie zarastają łąki trzęślicowe i mechowiska, wykupuje obecnie Narwiański Park Narodowy, realizując projekt finansowany z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Na torfowisku, które liczy 325 ha, zaplanowano wykup 100 ha. To w sumie blisko setka działek, niektóre o szerokości 4 m. Zakup gruntów i ich wyznaczanie w terenie pochłaniają gros czasu koordynatora projektu.
Czy w takim razie poddać się i pozostawić wartościowe "pasiaki" łąk i mokradeł sukcesji? Niekoniecznie, nie wszystkie sytuacje własnościowe będą skomplikowane.
Wyjściem z tych może się okazać dzierżawa, pozwalająca również skoncentrować własność gruntową, a przede wszystkim uzupełnić łąkowe puzzle o brakujące elementy. To np. sposób, aby użytkować m.in. działkę pani Eugenii z okolic Mielnika, która choć obecnie nie jest władna jej sprzedać, ale ma prawo wydzierżawić. Oczywiście dzierżawa ma ograniczony w czasie charakter - z pewnością więc chcąc włączyć działkę do programu rolno-środowiskowego, umowę trzeba podpisać na okres jego obowiązywania (pięć lat).
Wiekowy gospodarz, dla którego jakiekolwiek formalności są tylko zbyteczna udręką uzyska w ten sposób dodatkowe środki i satysfakcję, że jego wilgotny "smug" nie zamieni się w "krzaki". A w tym punkcie na pewno może liczyć na porozumienie z przyrodnikiem.
Rafał Zubkowicz
20.05.2010