banner_005
banner_003
banner_009

Nie tylko na Białorusi, ale i w Europie trudno o większe torfowisko aniżeli bagno Jelnia. Ten liczący sobie 25 tys. ha obszar torfowisk wysokich to nie tylko ważny rezerwuar wody, ale przede wszystkim miejsce występowania rzadkich gatunków ptaków, jak sokół wędrowny, cietrzew, pliszka cytrynowa czy brodziec pławny. Na tak olbrzymich pustkowiach, penetrowanych z rzadka tylko przez zbieraczy czosnku niedźwiedziego czy amatorów żurawiny, schronienie znajdują również nieufne wilki oraz nie mniej płochliwe łosie. Nic dziwnego, że od roku 1961 torfowisko chronione jest statusem rezerwatu. Wchodzi także w skład listy „Important Bird Areas”.

Bagno Jelnia niczym biała plama zapomnianego przez geodetów skrawka Brasławszczyzny widnieje na mapie Obwodu Witebskiego Republiki Białoruś. Na południowo - wschodnim skrawku mokradła wyróżnia się natomiast mała ciemna kropka – to wieś, o obiecującej nocleg nazwie Budy. Stąd właśnie najlepiej rozpocząć eksplorację tego arcyciekawego trzęsawiska.

Samo bagno jest w rzeczywistości ogromnym, porośniętym karłowatymi sosnami torfowiskiem wysokim, tworzonym głównie przez torfowce – Sphagnum sp. Torfowisko otacza nieregularnej szerokości wianuszek podmokłego olsu. Jest jeszcze na tyle żywy i hydrodynamiczny, że wiodące ze wsi na bagna ścieżki co roku giną pod wodą, zmieniają swój bieg, jedynie w przybliżeniu przebiegając w tych co zeszłego roku miejscach. Podmokłe i mroczne olsy są najniższymi punktami trzęsawiska. Zaś jego szczyt stanowi część środkowa. Otóż torfowisko to, podobnie jak inne tego typu zresztą, stanowi rodzaj mszystej czapy, czy raczej spłaszczonego silnie stożka. Na Jelni część środkowa w porównaniu z obrzeżem pozostaje w różnicy nawet dziesięciu metrów przewyższenia! Nic dziwnego – pokrywa mchów się rozrasta, potrzebuje coraz więcej miejsca, a jednocześnie zatrzymuje w sobie tysiące litrów wody. Nie sposób pozbyć się takich rozważań stąpając, czy raczej człapiąc, przez przysypane koralowa żurawiną mszyste czapy.

Ale bagno Jelnia to nie tylko otoczone starymi olsami mszary. To także system kilkudziesięciu jezior, miejscami zamieniający się w niewielką rzeczkę, no i sieć swego rodzaju wysp – mineralnych enklaw, porośniętych już nie borem bagiennym, a lasem. Występują one przede wszystkim w okolicach dwóch największych jezior trzęsawiska - Jelni i Czarnego. Grądy owe nazywane Jelnieńskimi Ostrowami, odwiedzane są czasami przez zbieraczy czosnku niedźwiedziego, rosnącego tam w nieprawdopodobnych ilościach. Choć są to lasy powstałe na gruncie mineralnym, trudno znaleźć tam suche miejsce, odpowiednie do rozbicia namiotu czy postawienia szałasu. Ale nie tylko wszędzie obecna wilgoć zniechęca. W niektórych miejscach zapach czosnku jest tak intensywny, że nie do wytrzymania!

Zaś na otwartej powierzchni uderza woń bagna zwyczajnego... i specyficznej mieszanki zapachu torfowej wody z sosnowymi olejkami eterycznymi. Woń to dużo przyjemniejsza, aniżeli cebulowaty czosnek niedźwiedzi. Zapach olejków eterycznych panuje prawie na całym bagnie, jako że wszędzie tam znajdziemy egzotyczny, jakby wzięty z chińskiej ryciny, bór bagienny. Po niektórych z oczek i jeziorek pływają samotne małe sosenki, jak w doniczkach – łodziach. Bagienne drzewka zachwycają nie tylko swoją nieco nietutejszą estetyką. Zaskakują także wiekiem. Mimo wysokości zaledwie odpowiadającej dorosłemu mężczyźnie, niektóre z nich mają blisko sto lat. Łatwo stwierdzić ów fakt, przyjrzawszy się przekrojowi poprzecznemu zbieranych na ognisko suchych drzewek. Na jednym centymetrze znajdziemy tam dziesiątki przyrostów - słoi. „Czaj” gotowany na takim „antyku” trzeba pić z pietyzmem, odpowiednią dozą szacunku i namaszczenia.

Nazwa Jelnia ma prawdopodobnie związek ze starosłowiańskim określeniem świerka – „jel”. Świerka nie ma zbyt wiele na Jelni, ale znajdziemy go w okalających mokradło olsach, czy na Jelnieńskich Ostrowach. Dawniej mogło go być dużo więcej. Zresztą mieszkańcy Bud rzadko mówią Jelnia. O trzęsawisku powtarzają raczej „bołoto”. I brzmi to jak nazwa własna, a nie tylko określenie warunków tam panujących. I rzeczywiście, bardzo trafnie oddaje ich charakter. Zarówno w polskim jak i białoruskim języku.

Świerka na Jelni może niezbyt dużo, ale za to żurawiny nieprawdopodobne ilości. Nic też dziwnego. To rzecz jak najbardziej charakterystyczna dla torfowisk wysokich. Mikołaj, jeden z przypadkowo poznanych poszukiwaczy żurawiny, w ciągu kilku lat zbierając i oddając do skupu jej małe czerwone jagody uskładał pokaźną sumę. Wystarczyła ona by kupić nową lodówkę, pilarkę oraz telewizor. Jak sam podkreśla – nie tylko zwykły telewizor, ale z pilotem!

Inne „komercyjne” gatunki rosnące na Jelni to oczywiście czosnek niedźwiedzi i borówka bagienna. Ale te nie cieszą się już takim zbytem i ceną, jak „kliukwa”, czyli żurawina. Choć występują tam w takiej ilości, że same proszą się o zbieranie. Nie proszą się o to natomiast rosiczki, wrzos czy bażyna, których na bagnie również nie brakuje. Żeby nie było wątpliwości jakie zbiorowisko roślinne się przed nami znajduje, wystarczy spojrzeć na kwitnącą chamedafne. Biorąc pod uwagę ten niewielki skrawek różnorodności panującej na Jelni, zrozumiemy dlaczego torfowisko zmienia kolor nie tylko wraz z nastaniem kolejnych pór roku, ale nawet wraz z każdym nowym miesiącem.

Szczególnie pysznie prezentuje się w maju. I to nie tylko dlatego, ze chamedafne jest wówczas w pełni rozkwitu. Na Jelni bowiem różnorodność roślin nakłada się na zróżnicowanie gatunków ptaków. A maj to okres, kiedy włóczącego się po Jelni wędrowca usypia co prawda zapach sosenek i bagna zwyczajnego, ale budzi chóralny gulgot cietrzewi. To niesamowite miejsce, jakim jest trzęsawisko, pełni rolę schronienia prawdopodobnie dla setek, jeśli nie tysięcy tych jakże płochliwych ptaków. Nie wiadomo, w którą stronę udać się na poszukiwania, ponieważ wczesnym majowym rankiem gulgot kogutów dociera dosłownie zewsząd. Poszukiwania utrudnia nie tylko wisząca wówczas zazwyczaj mgła, ale i kępkowata struktura Jelni. Poszukiwania cietrzewi w porannych godzinach majowego poranka na tym uroczysku, gdzie co jakiś czas trzeba przystanąć i uszczypnąć się mocno dla pewności, że to nie sen, należałoby włączyć w program terapii dla znerwicowanych pracowników wielkich koncernów i holdingów!

Cietrzewia trudno zobaczyć zanim on zobaczy nas pierwszy. A tak to właśnie bywa zazwyczaj. Tak jak trudny do zobaczenia jest tokujący kogut, tak do zobaczenia możliwym prawie w ogóle nie jest jastrząb. Na Jelni nasza polska nazwa tego ptaka trochę nie odpowiada jego kulinarnym upodobaniom. W większości bowiem łowi tutaj cietrzewie, a na pewno młode ich pokolenie. Dużo bliżej „menu” tego gatunku jest miejscowe określenie – „jastrieb tietieriewiatnik”. Jastrząb „cietrzewnik”. Nietrudno znaleźć jego gniazdo w brzozowym lesie bagiennym, ciągnącym się wzdłuż jelniańskiej rzeczki.

Jednak pierwszym z jelniańskich skrzydlatych drapieżników jest niewątpliwie „sapsan”- czyli sokół wędrowny. Dość łatwo go wypatrzyć, gdy w sezonie lęgowym intensywnie polując często odwiedza usianą jeziorkami część bagien. To tam znajduje wszelką obfitość gatunków różnych siewkowatych. Sieweczki, brodźce samotne, leśne, pławne przekrzykują się z kulikami i rycykami. Nad całym zaś tym ptasim rozhoworem wisi sylwetka „sapsana”. Na skraju bagna, jeszcze w pobliżu olsów, na granicy okalających je łąk, spotkać można orliki krzykliwe i myszołowy. Te, choć równie godne podniesienia lornetki (a szczególnie orlik) już nie tak zgrabne i szybkie. Nie spotkamy ich raczej nad otwartą powierzchnią torfowiska. To obszar penetrowany przez „tietieriewiatnika” i „sapsana”.

Trudno przecenić znaczenie bagna Jelnia dla gniazdujących tam gatunków siewkowatych czy zatrzymujących się podczas migracji żurawi, gęsi, łabędzi. Dziś raczej nie zagraża mu melioracja, której pierwsze próby miały miejsce jeszcze w XIX w. Wręcz przeciwnie. Białoruskie Towarzystwo Ochrony Ptaków („Ochowa Ptuszek”) prowadzi akcję budowania tam zastaw na kanałach melioracyjnych pochodzących jeszcze z ubiegłego stulecia. Część trzęsawiska przesychała, właśnie wskutek owej XIX-wiecznej jeszcze melioracji. Prowadziło to do częstych pożarów wypalających nie tylko masę torfową, ale i obejmujących swoim zasięgiem część olsów. Ostatni z większych pożarów w 1999 roku strawił 50 km² trzęsawiska. Później zdarzały się właściwie co rok. Renaturalizacja jest więc jak najbardziej potrzebnym przedsięwzięciem, mimo i tak dobrego stanu stosunków wodnych na Jelni. Zobaczywszy dzisiejszy stan tego urokliwego miejsca, trudno uwierzyć, że może być jeszcze lepiej...

 

Michał Książek

15.02.2006

Aktualności