banner_009
banner_001
banner_004

Im bliżej wiosny, tym śnieżna zima i skute lodem rzeki budzą więcej obaw o sytuację powodziową. Choć zapewne wszyscy o tym wiedzą, warto po raz kolejny przypomnieć - mokradła są naszym sprzymierzeńcem w ograniczaniu skutków powodzi.

Powodzie to zjawiska naturalne. Pojawiały się w przeszłości, mamy z nimi do czynienia dzisiaj i z pewnością będą towarzyszyły przyszłym pokoleniom. Samo pojęcie powodzi wydaje się na pozór jednoznaczne i oczywiste. Nie każde wezbranie rzeki - choćby nawet znaczne - powinno być opisywane w ten sposób. Czy można mówić o powodzi, stojąc wczesną wiosną na skarpie w Burzynie i patrząc na rozlaną po horyzont Biebrzę?

Rozlewiska od powodzi różnić będzie skutek ekonomiczny. We wszystkich definicjach powodzi podkreśla się występowanie strat gospodarczych. Przytoczmy jedną z nich: powodziami nazywamy takie wezbrania wody w ciekach, zbiornikach lub na morzu, podczas których woda po przekroczeniu stanu brzegowego zalewa doliny rzeczne albo tereny depresyjne, a przez to powoduje zniszczenia, straty finansowe i pozaekonomiczne (społeczne, moralne itp.) - piszą w książce "Ochrona przed powodzią" Tadeusz Kiciński i Andrzej Ciepielowski.

W naturalnych dolinach rzecznych, gdzie interesy człowieka ograniczają się na ogół do ekstensywnej gospodarki rolnej - tak jak było to np. nad Biebrzą - wysoki stan wody nie spowoduje szczególnie dotkliwych strat. W przypadku, gdy w zalanej dolinie rzecznej znajduje się majątek o znacznej wartości, można mówić o dużej, a nawet katastrofalnej powodzi. Z jednej strony jest to więc problem wielkości wezbrania wód, z drugiej problem inwestowania na obszarach zagrożonych.

Ludność od dawien dawna skupiała się wzdłuż rzek, w sąsiedztwie których występowały żyzne gleby, w pierwszej kolejności przydatne dla rolnictwa. Nad rzekami powstawały i rozbudowywały się miasta. Rzeki dostarczały wody, były szlakami transportowymi, liniami obronnymi. Wreszcie w XX w. powstawały na nich elektrownie wodne i zapory.

Intensyfikacja rozpoczętych przed wiekami procesów była możliwa poprzez regulację rzek. Prostowano je i skracano ich bieg, umacniano brzegi, likwidowano meandry, boczne odgałęzienia nurtu rzeki i starorzecza, osuszano nadrzeczne mokradła. Wzdłuż rzek budowano wały, które odcinały doliny od corocznych zalewów.

Dla wielu rzek efekty tych przemian można przedstawić nawet w kilometrach: regulacja tzw. górnego Renu (odcinek poniżej Bazylei) skróciła go z 354 do 273 km. Bliższa nam Odra, której bieg poprawiano już w XVIII w. poprzez przekopy skracające zakola skurczyła się z ok. 1020 km do 860 km.

Tym sposobem znaczącym przeobrażeniom uległy nie tylko same koryta rzek, ale całe doliny rzeczne i usytuowane w nich mokradła, połączone wszak w jeden system hydrologiczny. Jakkolwiek był to wynik potrzeb społecznych, a niekoniecznie tylko realizacja fantastycznych wizji hydrotechników, dzisiaj wiele dolin utraciło swój pierwotny charakter. Gdy rzeka trafiła w regularne, proste koryto otoczone wałem, straty poniosła przyroda, ale negatywne skutki nierzadko poczuli również ludzie.

Oczywiście za skutki powodzi nie można obarczać wyłącznie zmian w środowisku spowodowanych regulacją rzek, ale tak czy inaczej warto je przedstawić. Ocenia się, że w ostatniej dekadzie XX w. aż 1,5 mld osób zostało dotkniętych powodziami. To oznacza, że ucierpiała 1/4 ludności, co czwarty mieszkaniec Ziemi.

Narastanie w ostatnim czasie problemu obserwuje się też na bliższym nam podwórku, w samej tylko Europie, gdzie w okresie 1970-2000 zanotowano ok. 300 powodzi. Z tym, że na początku tego okres ich liczba wahała się w granicach 5-8 rocznie, pod koniec wzrosła do kilkunastu, a w 2000 r. wynosiła aż 25.

W Polsce w XX w. na miano "powodzi stulecia" zasłużyła powódź w dorzeczu Odry z lata 1997 r., wywołana wskutek trzech fal opadowych od 3 do 28 lipca (powódź była odczuwalna również w Czechach, Niemczech i Austrii). W Kłodzku kulminacja fali Nysy Kłodzkiej wyniosła 655 cm (70 cm ponad absolutne maksimum), w Trestnie przed Wrocławiem na Odrze 724 cm (294 ponad stan alarmowy). Prędkość fali powodziowej sięgała 1,6 km/h. Ewakuowano 162 tys. osób, ucierpiało ok. 1,2 mln, śmierć poniosło 55. Z wodą zmagało się 1358 miejscowości, w tym duże miasta, jak Kłodzko, Opole, Wrocław, Rybnik, a nasze straty podsumowano na 3,5 mld euro.

To prawda, że coraz więcej ludzi osiedla się na terenach zalewowych, a zmiany klimatyczne też mają swój udział w tej niepokojącej tendencji. Niebagatelną rolę odgrywa także stan naturalnych terenów zalewowych, a w tym nadrzecznych mokradeł.

Środowisko przyrodnicze dolin rzecznych odznacza się jednym z największych wskaźników bioróżnorodności. To efekt strefowego układu siedlisk, który może funkcjonować właśnie dzięki zróżnicowanej ilościowo i czasowo dostępności wody. Z punktu widzenia funkcjonowania naturalnego ekosystemu doliny wezbrania wód są nie tylko nieszkodliwe, ale wręcz konieczne. Wody nanoszą ogromne ilości cząstek mineralnych i organicznych, opadając pozostawiają je w postaci tzw. aluwiów. Gwałtowne wody wezbraniowe, szczególnie w górach, odsłaniają glebę, czyniąc ją dostępną dla pionierskich zbiorowisk roślinnych.

Rzeka musi mieć miejsce na rozlanie się wielkiej wody. Obszar, który zalewa wysoka woda wezbraniowa w terminologii hydrologicznej to tzw. polder. Czym jest polder w krajobrazie? To najczęściej zalewowe łąki, zarastające starorzecza, łęgi, czyli ekosystemy, które w większości moglibyśmy zaklasyfikować jako mokradła.

Kierowanie koryt uregulowanych rzek z dala od starorzeczy i bocznych odnóg, odcinanie wałem przeciwpowodziowym zalewowych łąk i łęgów to nic innego jak ograniczanie objętości polderów. W podobny sposób można określić praktykowane w minionych dekadach melioracje, polegające na osuszaniu mokradeł. W ten sposób w spójnym systemie zlewni zamknięte zostały kolejne naczynia połączone. Gdy wody po wiosennych roztopach, a tym bardziej po gwałtownych lub długotrwałych opadach letnich, jest dużo, wylewa nie tam, gdzie od wieków było jej miejsce, a tam, gdzie zawiedzie kosztowny system przeciwpowodziowy. I spowoduje straty w miejscach, gdzie ludzie zainwestowali, czując się bezpiecznie odizolowani od rzeki wałem i zbiornikiem przeciwpowodziowym.

Wodę w widoczny sposób magazynują otwarte akweny. Szacuje się, że w polskich jeziorach retencjonowane jest 10 do 33 km3 wody. Choć wodę w mokradłach nie zawsze widać, często jest ukryta pod ich powierzchnią, to szacunki dotyczące retencjonowania mówią, że może jej być więcej niż we wszystkich jeziorach, bo aż 35 km3. Torfowiska w okresie największego uwilgotnienia mogą zawierać nawet 95% wody. Ta swoista gąbka pozwala, by ze zgromadzonej wody korzystały również rośliny na sąsiadujących siedliskach. W ciepłej porze roku woda zgromadzona w mokradłach wraca do obiegu w postaci pary.

Tzw. ekologiczny nurt w ochronie przeciwpowodziowej zwraca uwagę m.in. na stan mokradeł. Skuteczna ochrona przeciwpowodziowa wymaga konsekwentnie przeprowadzonych, długofalowych i wielokierunkowych działań w całej zlewni. Obejmuje on działania w różnych dziedzinach gospodarki, ale skupia się na utrzymywaniu i odtwarzaniu retencji w zlewniach rzek, przywracaniu naturalnych terenów zalewowych. W ten sposób odnosimy podwójną korzyść: sprzyjamy ochronie przyrody i ochronie przeciwpowodziowej.

Warto dodać, że zmiany spowodowane raz przeprowadzonym odwodnieniem mają nierzadko charakter znacznie bardziej dotkliwy, niż tylko zmniejszenie objętości polderu. To w pierwszej kolejności nastąpi zmiana warunków siedliskowych, która poskutkuje zmieniającym się składem gatunkowym. Ginie roślinność błotna, która stabilizuje glebę i zapobiega jej wymywaniu, a wzdłuż często wylewających rzek - zmniejsza działanie fal powodziowych. W przypadku odwodnionych torfowisk następuje kompresja (osiadanie) złoża torfu, jego mineralizacja i zanik. Dotyczy to szczególnie najpowszechniej występujących płytkich złóż, o głębokości 1 m.

Uregulowany, wyposażony w stopnie wodne Ren, który Niemcy od stuleci starali się ująć w karby, nie dał się okiełznać. Następstwem tego, że wodom rzeki ograniczono dostęp do naturalnych mokradeł, łąk - obszar naturalnie zalewany przez rzekę zmniejszył się z 1000 do 140 km2 - jest o wiele szybszy nurt. Fala powodziowa nie dość, że gna przeszło dwukrotnie szybciej, to jeszcze jest obfitsza. Na wysokości Kolonii jest tak, jakby do Renu dołączyła jeszcze Wisła w przeciętnych warunkach. I gdy maksymalny poziom wody, który zdaniem badaczy z początku XIX w. miał zdarzać się raz na sto lat, dziś pojawia się co 30-40 lat. W dwa lata po wielkiej powodzi z 1993 r., woda zalała nawet starówkę w Kolonii.

Niemcy ogromnym kosztem starają się teraz przywrócić tereny zalewowe Renu. Funkcjonuje Zintegrowany Program Ochrony Renu, którego celem jest ochrona przed powodzią oraz utrzymanie i renaturalizacja pozostałych dawnych łęgów nadrzecznych, pełniących przed regulacją rolę naturalnej ochrony przeciwpowodziowej. Wydaje się, że to pewniejsze zabezpieczanie niż nowe wały i zapory.

W Polsce podobny przykład stanowi Odra, na której zagrożenie powodziowe jest znacznie częstsze niż na Wiśle. Kto widział koryta obu rzek i zastanawia się nad przyczyną tego stanu rzeczy, może się domyślać przyczyn. Dla tej rzeki też powstało szereg opracowań dotyczących zapobiegania powodziom. Zwracają one uwagę również na mokradłową retencję zlewni i odtwarzanie terenów zalewowych.

Nie jesteśmy w stanie wpływać na pewne zjawiska natury. Jednakże w przypadku wód powodziowych, znając rolę mokradeł, możemy tak nakierować działania, by zmniejszyć ich dotkliwe skutki.

Nie można twierdzić, że wylewy rzek w Polsce w okresie, kiedy ludzie prowadzili na dużą skalę regulację systemów hydrologicznych nie wyrządzały szkód. Obfite informacje na ten temat pojawiają się począwszy od XIX w., ale i we wcześniejszych źródłach można trafić na opis czyniących zniszczenia wylewów.

Z 1813 r. pochodzi opis powodzi w okolicach Sandomierza, przedstawionej piórem Kaliksta Horocha: Wezbranie Wisły w miesiącu sierpniu było ogromne. Wysokość wody doszła do najwyższego stopnia; bydło, konie, owce zginęły w dniu pierwszym powodzi: zapasy zboża ogromne po spichrzach zniszczone zostały, zdawało się mieszkańcom powodzią dotkniętym, ze już zginą z głodu: lecz rok 1813 był rokiem obfitszym w zboże, (...) pokazało się po powodzi, ze zboże, które woda zalała, było dojrzałe, chociaż nadpsute, jednak na żywność dla ludzi z dodaniem zdrowego służyć mogło; ludzie powodzią dotknięci z pracy rąk swoich wyżywić się mogli i okolica nadwiślańska wkrótce wróciła do dawnego bytu ("Kaliksta barona Horocha opisanie gospodarstwa w majętności Wrzawach; zastosowany do pytań zadanych przez Towarzystwo gospodarskie").

 

Kacper Ząbkowiecki

26.02.2010

Aktualności